Drodzy Bracia i Siostry tej samy wiary w Jezusa Chrystusa – w Słowo Boże, które z jednakową siłą zbawienia oświeca wszystkie narody, różne kultury, obyczaje, tradycje i historie! Nazywam się Jarosław Tomaszewski i jestem księdzem diecezji płockiej oraz od kilku już lat misjonarzem w Urugwaju. Mam niebywałe i niezasłużone szczęście znać wiele wspaniałych Osób i cieszyć się Ich bezinteresowną przyjaźnią. Wśród nich znajduje się również od dłuższego czasu ks. Ryszard Stanek, proboszcz Waszej parafii w Pabianicach. To dzięki szczerej przyjaźni z ks. Ryśkiem, mogłem przed kilkoma laty towarzyszyć Waszej wspólnocie w rekolekcjach wielkopostnych. Nie mogę uwierzyć, że od tamtej chwili nosicie mnie w swojej pamięci! Przed kilkoma tygodniami ks. Ryszard przekazał do mojej dyspozycji kolejną już z ofiar materialnych, jakie pozostawiliście na użytek misji ze zbiórki makulatury w Waszej parafii. Jestem tym niezwykle poruszony, stąd też chciałbym skreślić tych kilka słów, abyśmy w ten sposób mogli pozostać w kontakcie i wymienić między sobą bogactwo doświadczeń życia i wiary w różnych kontekstach kultury.
Zawsze poruszał mnie ów fragment listów Pawła Apostoła, w którym ten wielki siewca Ewangelii w starożytnym świecie, dziękował chrześcijanom ze wspólnot silniejszych i liczniejszych, za hojne oraz bezinteresowne wspieranie wspólnot słabszych lub prześladowanych. Tak rodzi się i żyje Kościół dojrzały w wierze – jestem o tym osobiście przekonany. W działalności misyjnej umacnia bardzo fakt, że ta dojrzałość ewangeliczna towarzyszyła nie tylko wspólnotom pierwotnym ale jest ona widoczna do dziś. Ja jej doswiadczam od kilku lat pracy na misjach. Jak nie dziękować Bogu za Kościół katolicki w Polsce, który jest wspólnotą starszą, doświadczoną i stabilną w wierze – wspólnotą, która nie waha się świadczyć bezpośredniej pomocy odległej ale zawsze bratniej wspólnocie w Urugwaju! Trudno jest być katolikiem w tym niewielkim kraju Ameryki Południowej. Pomimo wielu nieprawdziwych opinii oraz rozbudowanej propagandy, Urugwaj jest krajem ograniczonej wolności i niepełnej demokracji. W tak zwanym systemie laickim, obowiązkowe jest przemilczanie Ewangelii i miejsca Kościoła w przestrzeni publicznej. Życie społeczne w Urugwaju nacechowane zostało dziwacznymi akcentami czysto świeckiej kultury, która w istocie robi wszystko, aby zastąpić religijne życie człowieka. Ta konstrukcja przypomina inżynierię dusz, praktykowaną już w czasach masońskiej Rewolucji Francuskiej: ani w mediach ani w szkołach ani na placach miast nie może być znaku Boga, święta chrześcijańskie zastępuję się namiastkami świąt cywilnych, przeżywanych jednak jako mentalna konkurencja wobec liturgicznego kalendarza katolickiego. Zatem dzień Bożego Narodzenia to dla przykładu w propagandzie urugwajskiej Święto Rodzin, święto Trzech Króli to Dzień Plaży a cmentarze, na których grzebie się bliskich zmarłych nie mogą być już nazywane cmentarzami lecz mówi się o Wiecznych Ogrodach Duszy. W istocie więc narzucony wszystkim obowiązkowy i mało demokratyczny laicyzm, przekształcił się w agresywnie antychrześcijańską iddeologię. Katolicy nie mogą zabierać głosu ale strona propagandowa może mówić źle o katolicyźmie. W takim systemie żyje i usiłuje głosić odwieczną Ewangelię niewielki liczebnie Kościół katolicki – jak mówi kardynał Sturla, arcybiskup z Montevideo, stolicy Urugwaju – Kościół ubogi lecz wolny.
Mam zaszczyt prowadzić moją misję w takim właśnie kontekście i w takim właśnie Kościele już od pięciu lat. Przede wszystkim jest to misja pierwszej ewangelizacji – społeczeństwo urugwajskie nie żyje duchem wiary. W ostatnich trzydziestu latach zawodziła też sama instytucja Kościół katolickiego, bardzo podzielonego wewnętrznie przez błędną koncepcję teologii wyzwolenia, redukującą misję Kościoła wobec człowieka do pomocy społecznej i zamieszania duchownych w politykę. Efektem tego jest w Urugwaju powszechna ignornacja religijna, obojętność, brak katechezy i formacji. Pierwszym więc zadaniem jakie wyznaczam sobie w mojej misji jest intensywna ewangelizacja u podstaw, dokonywana na wszelkie sposoby, zaczynając od dobrego i pogłębionego formowania grupy wiernych już identyfikujących się z wiarą, przez poszukiwanie nowych uczniów Chrystusa – nieraz dom po domu, dzielnica po dzielnicy, budując osobisty kontakt, głosząc kerygmat, modląc się wytrwale i łącząc ufność z umiejetnością oczekiwania. Pierwsze lata takiej pracy ewangelizacyjnej z reguły nie przynoszą owoców – widać zaledwie zalążki wiary. Czasem jednak Pan Bóg doprowadza kogoś do bardzo osobistego i pogłębionego nawrócenia – ów jeden nawrócony człowiek potrafi wówczas przyprowadzić do życia Ewangelią całą swoją rodzinę i wielu przyjaciół. Nawrócenie jednostki to najlepsza droga ewangelizacji. Na takiej drodze Kościół rośnie w jakość. W takim też stylu staram się więc spełniać swoją misję, będąc proboszczem dwóch wspólnot parafialnych. W Urugwaju jest bardzo mało księży, musimy więc często służyć w kilku parafiach lub opiekować się kilkoma kaplicami. Przyznam, że dla mnie to trudne wyzwanie. Każda bowiem placówka jest odmienna, trzeba podzielić głowę i serce na kilka części, aby osobno sprostać problemom i umieć zrozumieć każdego człowieka w odmiennym dla niego kontekście.
Wiele radości natomiast i nawet już widocznych owoców przynosi mi druga część mojej służby misyjnej, a mianowicie praca akademicka. Z racji otrzymanego wykształecnia mogę pracować na Fakultecie Teologicznym w Montevideo oraz na Uniwersytecie Katolickim w stolicy Urugwaju, prowadząc wykłady z teologii życia wewnętrznego oraz z innych dziedzin teologicznych jeśli zachodzi taka potrzeba. Zajęcia akademickie zajmują mi dużą część tygodnia. Osobno przygotowuję materiał dla kleryków, sposobiących się do życia w kapłaństwie, osobno dla diakonów stałych oraz katechistów świeckich, których bardzo ale to bardzo pociągają zagadnienia teologiczne. Wiem, że w Polsce nie zawsze jest rozpoznawalna postać diakona stałego. Kim on jest? Jest to mężczyzna zazwyczaj żonaty, ojciec kilkorga dzieci, który prawidłowo a nawet wzorowo prowadzi własne życie rodzinne. W krajach misyjnych, które cierpią na chroniczny brak duchowieństwa, biskupi proszą takich mężczyzn o przyjęcie święceń diakonatu na stałe – mogą oni wówczas opiekować się kaplicami, w których nie ma proboszcza, udzielać Chrztu Świętego, dbać o katechezę, prowadzić pogrzeby katolickie. Tak ważną więc postacią są diakoni stali w Kościołach na terenach misyjnych – a ja mam niebywały zaszczyt przygotowywać w Montevideo odpowiednich kandydatów do tej służby. Polecam ich Waszej modlitwie.
Z całego zatem serca pragnę podziękować Wam, Drodzy Bracia i Siostry z Pabianic, za Waszą pamięć, za modlitwę, za prawdziwie chrześcijańskie życie i ofiarę, którą chcieliście wesprzeć naszą misję w Urugwaju. Postaram się dobrze wykorzystać ów materialny dar, który z zaufaniem przekazujecie misjonarzom. Myślę tu o dwóch, możliwych celach, jakie pomoże mi zrealizować Wasza zbiórka makulatury: po pierwsze, chciałbym dokończyć odbudowę zniszczonego i opuszczonego od ośmiu lat ale bardzo pięknego w istocie kościoła w Solis de Mataojo – praca tu już trwa, wydatki jednak są ogromne, bo trzeba zmieniać dach i pomalować następnie całą światynię; po drugie, marzę o boisku dla chłopców w jednej z najbiedniejszych dzielnic mojej drugiej parafii w Minas. Dzieci chętnie przychodzą na zajęcia, na posiłek, zakończony krótką katechezą – ich wytrwałość zasługuje na nagrodę. Jeśli pozwolicie, środki materialne z pabianickiej zbiórki makulatury, przekaże właśnie na te dwa konkretne cele.
Za chwilę w całym Kościele katolickim – tak w Polsce jak i w Urugwaju – rozpoczniemy cudowny czas Adwentu, który przygotowuje nas do Świąt Bożego Narodzenia. W Polsce rozpoczną się poranne Roraty, z ich nieodłączną mistyką, urodą, tajemnicą. W Urugwaju dla odmiany, nadejdą największe upały w ciągu roku. Wierzę jednak, że nasz dobry Jezus przyjdzie do nas, wesprze nas, umocni w wierze, która w każdym czasie i na każdym miejscu znów czyni nas dziećmi Boga. Serdecznie pozdrawiam!